Info
Ten blog rowerowy prowadzi DreamMaker z miasteczka Ballymahon. Mam przejechane 2025.94 kilometrów w tym 109.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.23 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2021, Sierpień1 - 0
- 2019, Kwiecień1 - 0
- 2018, Czerwiec1 - 0
- 2018, Maj1 - 0
- 2017, Sierpień1 - 2
- 2017, Maj1 - 0
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Czerwiec1 - 3
- 2016, Marzec2 - 5
- 2016, Styczeń1 - 3
- 2015, Maj2 - 0
- 2015, Kwiecień2 - 3
- 2015, Marzec5 - 1
- 2015, Luty7 - 18
- 2015, Styczeń5 - 15
- DST 64.84km
- Teren 3.00km
- Czas 04:16
- VAVG 15.20km/h
- Sprzęt Unibike Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Lasy Sieniawskie
Wtorek, 13 stycznia 2015 · dodano: 13.01.2015 | Komentarze 6
Była świetna pogoda więc trzeba było trochę pokręcić się wokół komina :)
Czas start :)
Między Zamchem a Starym Lublińcem mijam 2 przydrożne krzyże
upamiętniające osoby, które zginęły w tych miejscach. W Lublińcu skręcam
w prawo na Niemstów. Tutaj też są krzyże. Na szczęście dziękczynne. Ot
takie przydrożne kapliczko-krzyże jakich wiele na Roztoczu i okolicach.
Pozostajemy w krzyżowo-śmiertelnych klimatach. W Starym Lublińcu odwiedzam opuszczony cmentarz prawosławny. Gości tu przybyłych wita zbiorowa mogiła osób poległych za wolną... Ukrainę.
Jest kilka nowszych pomników postawionych we współczesnym stylu. Przy kilku nagrobkach są znicze. Przy wyjściu kosze ze śmieciami. Czyli cmentarz nie do końca pozostawiony sam sobie.
Opuszczam to niezbyt wesołe miejsce i od razu mam dużo lepsze samopoczucie. A to z powodu widoków.
Wiosna mili państwo, wiosna. W ten styczniowy dzień aż chce się zaśpiewać: "Wiosna, wiosna. Ach to ty!".
Zdjęcie a'la tapeta Windows XP :)
Kilkaset metrów dalej napotykam trochę ptactwa wykorzystującego piękną pogodę.
Tłoczno tu niczym na brazylijskiej Copacabanie :)
Kolejne kilkaset metrów i kolejna fotka :)
W oddali widać kopuły dwóch cerkwi.
Pierwsza z nich (ta większa) to dawna cerkiew pw. Przemienienia Pańskiego w Starym Lublińcu. Wzniesiona w 1927 roku. Obecnie wykorzystywana jako kościół. Druga to cerkiew w Nowym Lublińcu. Paradoksalnie jest ona starsza od tej pierwszej - zbudowano ją w 1907 roku. Na dzień dzisiejszy nieużytkowana. A "wezwanie" ma takie samo jak pobliska koleżanka.
Następne km to nic specjalnego. Ot zwykłe pedałowanie lightowym tempem. Wszak grzechem byłoby się spieszyć w taki dzionek. Jedyną atrakcją była sarna przebiegająca jakieś 100 metrów ode mnie. Był to pierwszy stwór tej maści spotkany podczas wycieczki (będą jeszcze dwa. W tym ten następny doprowadzi mnie do szybszego bicia serca).
Tak sobie jadę i myślę. Myślę i jadę. Aż dojeżdżam do Oleszyc. Małej mieściny, która to nabyła prawa miejskie w 1576 r. tylko po to aby je stracić po 339 latach i ponownie je odzyskać w 1989 ;)
Zaglądam tu do opuszczonej cerkwi pw. Św. Onufrego.
Cerkiew wzniesiono w 1809 roku. W latach 50. zaadoptowano ją jako magazyn.
Z zewnątrz wygląda niepozornie, ale (jak sami widzicie) w środku jest cudna.
Poniżej podrasowany filmik autorstwa Krystiana Kłysewicza zrobiony techniką timelapse przedstawiający tę (a może "tą"?) cerkiew.
W sąsiednich Oleszycach Starych również znajduje się cerkiew. Jest ona drewniana. Wybudowano ją w 1789, a przebudowano w latach 1876-1877 oraz 1987-81. Świątynia była "pod patronatem" Opieki Najświętszej Maryi Panny. Obecnie (od 1979 roku) jest tu kościół rzymskokatolicki pw. Najświętszego Serca Jezusowego.
Jadę dalej. Od początku wycieczki mam pod wiatr. Nie jest silny, ale lepiej jakby go nie było :)
I oto stało się. Na 37 km skręcam w Lasy Sieniawskie. Wreszcie, po raz pierwszy tego dnia, mam wiatr w plecy. Niestety, podczas jazdy - tak ja w życiu, nie ma nic za darmo :(
Suchutki asfalcik zamienia się w lodowisko :(
Jedyne rozwiązanie to jechać grząskim poboczem. Dwa razy jestem zmuszony schodzić z roweru i pchać go kilka metrów. Na szczęście po 3 km upierdliwej jazdy pojawia się asfalt. Przynajmniej czasami:)
Sporadycznie pojawiały się super odcinki. Na jednym z nich dałem odpocząć rękom i krzyżowi. Jechałem wyprostowany, bez trzymania kierownicy. Gdy tu nagle ni stąd, ni zowąd (a dokładniej rzecz ujmując z przydrożnego rowu) zerwała się sarna. Była dosłownie 5 metrów ode mnie. Dobrze, że pobiegła w krzaki a nie na drogę. Gdyby wyskoczyła na jezdnię to:
a) ona miałaby mnie na sumieniu
b) ja bym miał ją na sumieniu
c) oboje mielibyśmy się na sumieniu
Dojeżdżam do opuszczonej wsi Miłków. O tym, że była tu kiedyś wieś przypomina jedynie metalowy krzyż z małą tabliczką
oraz zagubiony gdzieś w gąszczu lasu cmentarz.
W latach 1944-46 UPA wykorzystywała opuszczone budynki. Mieścił się tu m.in. sąd, a we wsi stały szubienice do wykonywania wyroków na przeciwnikach tej organizacji.
Jadąc dalej urokliwymi, leśnymi drogami docieram do jednego ze schronów Linii Mołotowa.
Jest to schron polowy do ognia bocznego. Uzbrojenie stanowił jeden ckm Maxim. Obiekty tego typu składały się z izby bojowej o szerokość i długość 2 m. Grubość ścian: czołowej 1,5 m, tylnej 1,1 m, bocznej 1,3 m, stropu 1,2 m.
Dojeżdżam do krzyżówki. Planowo miałem jechać prosto, ale powoli robi się już szaro (a nie wziąłem ze sobą przedniej lampki) więc siłą rzeczy skręcam w prawo, skracając tym samym wycieczkę o kilka km.
Po niespełna 2 km jestem tuż przy ścieżce "Na laszce".
Przed wejściem jest mała wiata oraz miejsce na ognisko. Takich wiat w Lasach Sieniawskich jest kilka. Nie wszędzie jednak można rozpalać ogień.
Będąc w tym miejscu (i jadąc do domu) przeważnie kierowałem się na Cewków. Ale (tak wiem, nie zaczyna się zdania od "ale" :D) czarny asfalt skusił mnie abym pojechał w stronę Starego Dzikowa. A w Dzikowie kolejna cerkiew :)
Tym razem pw. Św. Dymitra Męczennika. Wybudowano ją w 1904 roku. W latach 50. wykorzystywana jako magazyn. Jak można wywnioskować ze zdjęcia - obecnie nieużytkowana.
I tu ciekawostka:
Andrzej Wajda kręcił w niej kilka scen do "Katynia".
Powyższe 3 zdjęcia są autorstwa Piotrka Butryna.
Uciekam do domu. Zamiast wybrać asfaltową drogę przez Moszczanicę, skręcam w stronę Koziejówki i po kilku minutach widzę trzecią sarnę tego dnia.
Mam jeszcze na tyle siły, że w Ułazowie przez pół kilometra ciągnę dziewczynkę jadącą na rolkach.
Granicę województw przekraczam polną dróżką. Jedzie się nieciekawie: jest trochę błota, trochę miękkiej trawy. Na szczęści to tylko 3 km.
Na asfalt wyskakuję w Obszy obok szkoły. Na pobliskiej plebanii księża czują jeszcze święta :)
Kilka minut później jestem już w domu. Zajeżdżam na podwórko w momencie gdy zapalają się lampy uliczne.
Komentarze
Zazdroszcze wycieczki, ja jeszcze nie ruszyłem, może jutro :)