Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi DreamMaker z miasteczka Ballymahon. Mam przejechane 2025.94 kilometrów w tym 109.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.23 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy DreamMaker.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2018

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

Achill Island

Sobota, 30 czerwca 2018 · dodano: 04.07.2018 | Komentarze 0

Wycieczka 2 dniowa.
Przejechane 421 km.
Jestem raczej krótkodystansowcem więc była to moje najdłuższe 2 dniowe "pedałowanie".

Z domu wyjeżdżam o 6:30 (eh... gdyby mi się tak do roboty chciało wstawać jak na rower :D ).
Po 25 km skręcam w boczne drogi. Ku mojemu zaskoczeniu jest tu zwykła polna droga! W PL to coś normalnego, ale nie tu.
Na zielonej wyspie panuje chyba lato stulecia. Jest "porno i duszno". Temperatury wyższe niż na Wyspach Kanaryjskich (chwilami). Idealny czas na torfowe żniwa:



Jadąc dalej mijam takie widoki:



W jednej z miejscowości (z lenistwa swego nie chce mi się szukać jakiej) mijam budynek z naturalną "elewacją":



Większość trasy prowadzi zadupiami. Bez GPSa ciężko byłoby się połapać gdzie i kiedy skręcić. Jak się trafia ruchliwa droga to jest albo wydzielony 2 metrowy pas awaryjny, albo ścieżka pieszo-rowerowa.
W Newport wjeżdżam na Greenway, która jest częścią Wild Atlantic Trail (a przynajmniej tak mi się wydaje). Ta ścieżka to mistrzostwo świata!
Wygląda tak:











Często owce (tudzież barany) lubią sobie pospacerować po ścieżce:





Są jednak łagodne jak... baranki :) Gdy się bliżej podjedzie to uciekają na bok.
Mówiłem już, że są tu upały?



Jakkolwiek to zabrzmi to w Irlandii brakuje wody :) Jest zakaz podlewania ogródków i mycia samochodów. Dla niepokornych przewidziano "nagrodę" w wysokości 150 €.
A wracając do Greenway - ścieżka to jedno, a widoki z niej to drugie:













Wieczorem dojeżdżam do Achill Island. Na jednym z podjazdów mija mnie Renault Clio na angielskich rejestracjach. Dziewczyna coś do mnie krzyczy. Usłyszałem tylko ostatnie słowo: "Powodzenia" (po polsku). Chyba mam charakterystyczną koszulkę rowerową :)
Ostatni punkt dzisiejszej wycieczki to opuszczona wioska. Ludzie uciekli z tą w 1845 roku podczas "wielkiego głodu" (to temat na inna wycieczkę). Sama wioska prezentuję się tak:











Powyższe zdjęcie zrobiłem z miejsca gdzie miałem nocleg. Trochę czasu mi zajęło aby znaleźć jakąś miejscówkę. A wymagania miałem naprawdę skromne: 2 m² płaskiej ziemi wolnej od owczych gówien :)
Widok z noclegu był "taki se":



W nocy lekko padało i mocno wiało. Budziłem się kilka razy. Mimo to wyspałem się i o 7:30 śmigałem już taką dróżką:



Chwilę później wspinam się aby zobaczyć największą atrakcję wyspy.
Jest tylko 9°C i wieje silny wiatr. W podmuchach gwiżdże mi między oponą a błotnikiem! Pierwszy raz takie coś widzę (cz. słyszę).
Mimo to jadę tylko w spodenkach i 2 koszulkach i... jest mi ciepło :) Dziwna sprawa. W Polsce w taką pogodę zapewne jakąś kurtkę bym ubrał.
A tymczasem początek podjazdu:



Fotka niewyraźna bo robiona nie dość, że podczas świtu, to jeszcze w lekkiej mgle. Znawcą Photoshopa nie jestem więc zdjęcie jest jakie jest :)
A tu chwila wypłaszczenia:



I za zakrętem jest ona! Keem Bay!
Jako że jestem z samego rana to widok mam "mocno średni":



Jak widać odpływ ma się jeszcze dobrze. Gdyby ktoś tu przyjechał o innej porze to miałby taki widok:



A tak wygląda zjazd do zatoki:



Zobaczyłem co miałem zobaczyć więc wracam do domu. Po drodze zahaczam jeszcze o Keem Beach:





I ostatnia fotka z wyspy:



Wracam tą samą drogę więc nie ma co więcej przynudzać :)

Bikestats nadal nie chce wczytywać map :(
Trasę możecie zobaczyć TU