Info
Ten blog rowerowy prowadzi DreamMaker z miasteczka Ballymahon. Mam przejechane 2025.94 kilometrów w tym 109.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.23 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2021, Sierpień1 - 0
- 2019, Kwiecień1 - 0
- 2018, Czerwiec1 - 0
- 2018, Maj1 - 0
- 2017, Sierpień1 - 2
- 2017, Maj1 - 0
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Czerwiec1 - 3
- 2016, Marzec2 - 5
- 2016, Styczeń1 - 3
- 2015, Maj2 - 0
- 2015, Kwiecień2 - 3
- 2015, Marzec5 - 1
- 2015, Luty7 - 18
- 2015, Styczeń5 - 15
- DST 207.00km
- Teren 9.00km
- Czas 13:09
- VAVG 15.74km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Lough Key Forest Park
Sobota, 4 czerwca 2016 · dodano: 05.06.2016 | Komentarze 3
W Irlandii mamy długi weekend więc odpowiednio długa była wycieczka :)
Pierwsze km to nic ciekawego. Najpierw jadę wzdłuż jednego kanału, później drugiego. Mijam kopalnie torfu, biegaczy i spacerowiczów z pieskami mniejszymi i większymi.
Po 25 km w miejscowości Termonbarry przekraczam Shannon - najdłuższą rzekę na wyspie.
Jedę sobie niespiesznie.
W Irlandii mamy niespotykane upały. Świadczy o tym fakt, że o 7 rano wystartowałem w krótkim rękawku! W PL to nic nadzwyczajnego, ale tutaj to "inna inszość" :)
Po drodze mijam malownicze jeziorka.
Na jednej z krzyżówek widzę znak w kształcie strzałki, a na nim napis: "Scenic View".
W takich sytuacjach nie trzeba mnie namawiać :) Wspinam się na wzgórze robiąc kilka nadprogramowych km. I co się okazuje? Że view rzeczywiście jest scenic :)
A wracając do owej krzyżówki. Znajduje się tam klimatyczny domek.
Obok paskudnych domo-pałaców nowobogackich można znaleźć takie cuda jak na powyższym (i poniższym) zdjęciu. Ten budynek niżej to akurat kwiaciarnia.
Docieram w końcu do tytułowego parku.
Są łodzie, jest zamek na wyspie i ogromne drzewisko. Pogoda dopisuje więc wszyscy są szczęśliwi :)
Park można zwiedzać nie tylko pieszo, ale także rowerem. Wypożyczalnia była zaopatrzona nawet w tandem :)
Większą popularnością cieszyły się jednak segway'e.
Cena takiej przyjemności to 15 € za pół godziny dla dzieciaków i 25 € dla dorosłych za 50 minut. Nie wiem skąd się bierze różnica w długości czasu wypożyczania. Może dzieciaki szybko się nudzą?
Znajduje się tu jeszcze takie coś:
Teren wokół tego obiektu jest ogrodzony, Nie było też żadnej tabliczki w pobliżu, więc nie wiem co to jest. Ale budynek ten to idealny materiał na wieżę widokową.
Z parku uciekam dość niespotykaną bramą.
I ponownie jest kanał, są jeziorka.
Przez kilka km jestem zmuszony jechać główną drogą. Nie jest jednak źle :)
Po drodze napotykam niezbyt miłą rzecz.
Połowa Irlandczyków których znam nie interesuje się piłką nożną. Druga połowa kibicuje Liverpoolowi. Nie mam pojęcia na czym polega irlandzki fenomen tej drużyny.
Wjazd na drogę krajową był nieunikniony. Chciałem zobaczyć rzeźbę upamiętniającą (zwycięską dla Irlandczyków) bitwę pod Curlew Pass.
Jadę dalej drogą N4
W miejscu gdzie zrobiona została powyższa fotka widzę znak informujący o punkcie widokowym. Skręcam, wspinam się kilkaset metrów i mam takie widoki:
Kilka km dalej dojeżdżam do zamku w Ballinafad.
Szczerze mówiąc budynek ten był jedynym rozczarowaniem podczas całej wycieczki. Spodziewałem się czego lepszego. Niby na tabliczce obok przepraszali, że trwają prace konserwacyjne, ale jakoś sobie nie wyobrażam aby coś tu upiększyli.
Czas na kolejną atrakcję.
10 km dalej drogowskaz informuje mnie, że mam do niej tylko 5 km. Cały czas jednak pod górę. Na zdjęciach tego nie widać, ale czasami trafiały się dość fajne podjazdy.
A wszystko to po to aby zobaczyć neolityczny grobowiec.
Grobowiec jak grobowiec. Nic specjalnego. Byłem na to przygotowany. Na sąsiednich wzniesieniach jest jeszcze kilka podobnych obiektów.
O ile sam grobowiec wielkiego wrażenia nie robi, to widoki ze wzgórza były warte każdego machnięcia korbą.
Planowo miałem ze wzgórza zjeżdżać tą samą trasą co wjechałem tutaj. Widzę jednak, że na przeciwległym zboczu jest droga...
która powoli, powoli zanika, aż w końcu znika gdzieś na pastwisku. Przez jakiś czas przedzieram się przez stado baranów, aż dojeżdżam do bramy za którą zaczyna się droga. Tabliczka obok informuje mnie (na szczęście mylnie), że ogrodzenie jest pod napięciem. Przerzucam rower przez płot, a sam przeskakuję przez bramę.
Zjeżdżam na dół gdzie mijam ładne budynki i odpoczywające krowy.
Powoli zbliżam się do kolejnego jeziora.
W okolicach 150 km moje łydki dają mi znać, że potrzebują przerwy. Zsiadam z roweru i przez 500 metrów idę sobie spacerkiem. Dalsza podróż obyła się już bez żadnych kłopotów.
Do domu zajeżdżam o 21:30. Zdążyłem więc przed zmrokiem. Choć trzeba wspomnieć, że prewencyjnie wziąłem ze sobą lampkę.
Komentarze
Rewelacyjne krajobrazy! Ładna trasa.