Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi DreamMaker z miasteczka Ballymahon. Mam przejechane 2025.94 kilometrów w tym 109.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.23 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy DreamMaker.bikestats.pl
  • DST 116.00km
  • Czas 06:49
  • VAVG 17.02km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dookoła Lough Ree

Sobota, 12 marca 2016 · dodano: 13.03.2016 | Komentarze 3

Trafiła się pierwsza wolna sobota od niepamiętnych czasów więc grzechem byłoby ją nie spędzić na rowerze. Zwłaszcza, że pogoda również zachęcała aby ruszyć tyłek z domu.
Startuję - jak nigdy - zgodnie z planem. Równiutko o ósmej. Miasteczko jeszcze śpi.



Pierwsze 20 km to trasa z poprzedniej wycieczki. Dojeżdżam dokładnie do tego samego miejsca co poprzednio. Niewiele się tu zmieniło: droga nadal zalana. Zmienili tylko tabliczkę z "Road closed" na "Road liable to flood". Na szczęście inna droga, która była zalana podczas mojej ostatniej wycieczki okazała się przejezdna. Zmieniam lekko trasę i śmigam dalej. W powietrzu czuć już wiosnę. A nawet czasami ją widać:







Wiosna to czy jesień?



Kręcę się bocznymi drogami na których "porobione" są szlaki rowerowe. Jest ich nawet całkiem sporo.





Częstym widokiem są pasące się owce i barany.





Niestety, równie często zwierzęta te mają problemy z nogami. Początkowo myślałem, że klęczą bo wygodnie im w tej pozycji. Rzeczywistość okazałą się taka, że w takiej pozycji również chodzą :(
Powoli docieram do Lanesborough gdzie przekraczam Shannon - najdłuższą rzekę w Irlandii.
W mieścinie tej wita mnie różowy kot:





Z Lanesborough do Roscommon jadę 15 km po głównej drodze. Niemal cały czas mam do dyspozycji szerokie, asfaltowe pobocze (takie jak na powyższym zdjęciu) więc nie jest źle.
A w Roscommon największą (i chyba jedyną) atrakcją jest zamek. Gdzieś wyczytałem, że Roscommon Castle to jeden z największych zabytków architektonicznych Irlandii. Cóż... Można powiedzieć: "Jaki kraj - takie największe zabytki".





Jak dla mnie to ten cały zamek był z deczka rozczarowaniem.
Z Roscommon wracam się troszeczkę aby ponownie jechać bocznymi drogami. Towarzyszą mi typowe irlandzkie widoki:





Jadę sobie spokojnie aż tu widzę irlandzkie "szumy" ;)





Nie są, co prawda, tak okazałe jak na Roztoczu, ale są :)
Tak zamyślam się, że na krzyżówce pojechałem prosto zamiast skręcić w prawo. Na szczęście po 500 metrach skapowałem się, że coś jest tu nie tak..
Nie łatwa to sztuka mając GPS przed nosem pojechać nie tu gdzie trzeba..
Podobna sytuacja przydarzyła mi na Słowacji, ale tam miałem wyłączone urządzenie, więc chyba się to nie liczy. Poza tym u naszych południowych sąsiadów dzięki tej pomyłce miałem okazję zobaczyć takie cygańskie slumsy, że przy nich obozy dla uchodźców to kilku gwiazdkowe hotele.
Kilka km dalej ponownie atakuje mnie zaskoczenie:



Okazuje się, że jestem w centrum Irlandii.
Niestety, chwilę potem znów ląduję na głównej drodze z której "strzelam" panoramkę jeziora:



Dotaczam się do Athlone.
Polska ma swój Cieszyn, który leży i w Polsce i w Czechach. Turcja ma swój Istambuł, który leży i w Europie i w Azji. A Irlandia ma swoje Athlone, które leży w i hrabstwie Westmeath i w hrabstwie Roscommon. Co ciekawe, (według Wikipedii) miasteczko to liczy "aż" 20.000 mieszkańców (z terenami podmiejskimi)  i jest największym śródlądowym miastem w Irlandii.
A tak poza tym to nie ma tu zbyt wiele do oglądania.









Z miast uciekam całkiem fajnymi drogami.



W Ballykeeran planowałem skręcić w lewo i ominąć w ten sposób mały podjazd. Niestety, natury nie da się oszukać. Nawet najmniejsze górki działają na mnie jak czerwona płachta na byka (btw. na byka działa każda płachta niezależnie od koloru. Najzwyczajniej w świecie wkurza go nie kolor, ale ruch samej płachty - stąd gwałtowne machanie przez toreadorów tą płachtą przed oczami byka).
No bo czy może być coś lepszego niż mały podjazd po 90 km pedałowania? :)
Na "szczycie" czeka na mnie nagroda - widok na jezioro:







W Glasson ponownie zjeżdżam na boczne drogi:





Pod koniec wycieczki niebo przykryły ciemnie chmury, ale na szczęście obyło się bez deszczu. Można nawet powiedzieć, że przez cały wyjazd nie padało (nie liczę tu kilkuminutowych opadów drobnego deszczyku).



I tak oto zbliżamy się do końca wycieczki.
Tradycyjnie średnia nie powala na kolana. Wynika to m.in. z tego, że kondycyjnie jestem cienki jak dupa węża i na dodatek robię jeszcze dużo fotek. A gdy zobaczę jakieś biedne małe zwierzątko



lub trochę większe



to lubię zatrzymać się. Pokontemplować nad kruchością życia, sensem istnienia lub sztucznymi piersiami Britney Spears.








Komentarze
siendziaty
| 20:07 wtorek, 22 marca 2016 | linkuj Serio są sztuczne? :(

A tak na serio, okolicę masz faktycznie bardzo przyjemną, czuć klimat wyspiarski, inność. Ja bym chętnie pokręcił po tych okolicach :)
DreamMaker
| 22:47 poniedziałek, 14 marca 2016 | linkuj Okolica - powiedziałbym - że taka sobie.
A co do zdjęć to pstrykam je jak opętany. Więc w gąszczu tandety (raz na ruski rok) znajdzie się coś lepszego, które później ląduje na blogu.
kviato
| 18:27 niedziela, 13 marca 2016 | linkuj Fajną trasę zrobiłeś,ładne okolice no i jak zawsze masz rękę do zdjęć,pozdrawiam.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!